Makijaż starożytnych Egipcjan
Wyszukany makijaż oczu królowej Nefretete i innych starożytnych Egipcjan miał posiadać moce uzdrawiające i sprowadzać na wymalowaną osobę ochronę bogów Horusa i Re. Miał też zapobiegać chorobom.
W nauce nie ma miejsca na magię. Mile widziane są jednak kosmetyki lecznicze. Bazujący na ołowiu makijaż stosowany przez Egipcjan miał właściwości antybakteryjne, które pomagały zapobiegać częstym wówczas infekcjom – wynika z publikacji w dwutygodniku Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego „Analytical Chemistry”.
- To wszystko było bardzo zagadkowe. Byli w stanie zbudować silne, bogate społeczeństwo, nie mogli więc być całkiem pomyleni – spekuluje Christian Amatore, chemik z paryskiej Ecole Normale Superieure i jeden z autorów publikacji. - Wierzyli jednak, że ten makijaż naprawdę uzdrawia. Mieszając składniki wypowiadali zaklęcia - coś, na co dziś mówimy: bzdura.
Wykorzystując mikroskop elektronowy i rentgenografię strukturalną, Amatore i jego współpracownicy poddali analizie 52 próbki zawartości pojemniczków do przechowywania egipskich kosmetyków do makijażu (ze zbiorów Luwru).
Stwierdzili, że powstały one po zmieszaniu czterech związków chemicznych zawierających ołów: galenitu, czyli błyszczu ołowiu, który daje ciemny odcień i połysk, oraz białych: cerusytu, laurionitu i fosgenitu. Ponieważ z biegiem czasu muzealne próbki uległy częściowemu rozkładowi, naukowcy nie umieli określić, ile ołowiu tak naprawdę zawierały kosmetyki.
- Choć wiele starożytnych tekstów, malowideł i posągów pozwala sądzić, że taki makijaż stosowano dość powszechnie, dla Egipcjan miał on więcej wspólnego z magią niż lekarstwem – mówi Amatore.
W starożytnym Egipcie, w okresach, kiedy wylewał Nil, mieszkańców Egiptu nękały częste choroby i stany zapalne, spowodowane dostawaniem się do oczu różnych drobnych cząsteczek. Naukowcy dowodzą, że makijaż z ołowiem działał na bakterie jak trucizna, nim zdążyły opanować nowe środowisko - oko.
O ile jednak badania dostarczają fascynującej wiedzy na temat starożytnej kultury, to zdaniem naukowców dzisiaj nie powinniśmy raczej sięgać po podobny makijaż.
Amatore podkreśla, że toksyczność związków ołowiu przyćmiewa korzyści związane z ich używaniem. Przypomina też, że w XX wieku opisano wiele przypadków zatrucia ołowiem obecnym w farbach i rurach kanalizacyjnych.
- Nie będziesz raczej chciał eksperymentować z tym w domu, zwłaszcza jeśli masz małe dziecko albo psa, który lubi cię liznąć po twarzy – dodał Neal Langerman, chemik fizyczny i przewodniczący Advanced Chemical Safety, firmy konsultingowej zajmującej się bezpieczeństwem dla zdrowia i ochrony środowiska.
Trudno się jednak dziwić, że Egipcjanie z upodobaniem sięgali po te właśnie składniki, uważa Langerman. - Ołów i arsen to metale, z których można tworzyć niezwykle barwne pigmenty - powiedział. - Ponieważ dają ładny kolor i można je sproszkować, uzasadnione jest używanie ich jako barwnika do skóry.
Okazuje się jednak, że temat zawartości ołowiu w kosmetykach wcale nie przemija. Jest aktualny zwłaszcza w przemyśle kosmetycznym, gdy mowa o niewielkich ilościach ołowiu w niektórych szminkach.
Pewne grupy doradcze i lekarze dowodzą, że używające tych szminek kobiety mogą z biegiem czasu pochłonąć takie ilości ołowiu, że będą miały problemy ze zdrowiem. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) ogłosiła jednak, że śladowe ilości ołowiu w makijażu są zbyt nikłe, by mogły zaszkodzić.
- To dawka decyduje o tym, czy dana substancja jest trucizną – podkreśla Langerman, parafrazując renesansowego lekarza Paracelsusa. - Mała dawka zabija bakterie. Z dużą dawką można przesadzić.
Źródło:
www.onet.pl
Jutrzenka
Offline
Bywalec
Bardzo ciekawy post.
Kiedyś czytałam na temat makijażu Egipcjan ale nie wiedziałam ze wykorzystywali do tego ołów.
Offline