Svasti - 2009-01-16 00:32:21

Jeśli myślicie, że w Bollywood rzadko zdarzają się sceny pocałunków, to się mylicie :)
Bollywood ma własny styl ukazywania pocałunków na ekranie. Czasem to zwykły buziak w policzek, czasem delikatne muśnięcie ust, niekiedy naprawdę "gorący" całus.

Poniżej parę fotek o tym świadczących:


Aishwarya i Hrithik Roshan w kontrowersyjnym pocałunku w 'Dhoom 2'



http://img509.imageshack.us/img509/1279/aishhrithikkissus2.jpg






Rani Mukherjee oraz Kamal Hassan w  ‘Hey Ram’



http://img294.imageshack.us/img294/5298/ranikamalkisswr0.jpg



Samira Reddy z Anil Kapoor w trillerze  ‘Musafir’



http://img509.imageshack.us/img509/3787/anilsameerakissmusafirke9.jpg



Urmila Matondkar z Saif Ali Khan w ‘Ek Hasina Thi’



http://img294.imageshack.us/img294/2074/saifurmilakisspg1.jpg



Neha Dhupia wraz z Sonu Sood w filmie 'Sheesha'



http://img294.imageshack.us/img294/2687/nehasonukisssheeshadj5.jpg



Neha Dhupia i Abhay Deol całują się w 'Ek Challis Ki Last Local'



http://img155.imageshack.us/img155/4936/nehaabhaykissoq9.jpg



Ta scena na youtube pisze że była wykasowana





Neha Dhupia całuje Yash Tonk a potem Sanjay Kapoor w 'Julie'



http://img155.imageshack.us/img155/3417/nehadhupiakisslj4.jpg



Mallika Sherawat całuje Emraan Hashmi w 'Murder'



http://img155.imageshack.us/img155/2845/mallikaemraankisskx6.jpg



Bipasha Basu i John Abraham w słodkim pocałunku w ‘Madhoshi’



http://img136.imageshack.us/img136/7932/johnbipashakissip6.jpg



Aishwarya Rai Bachchan z byłym chłopakiem Vivek Oberoi w ‘Kyun, Ho Gaya Na’



http://img136.imageshack.us/img136/9591/aishvivekkissys8.jpg



Preity Zinta i Saif Ali Khan w śmiałej (jak na Bollywood) scenie z "Salaam Namaste"



http://movies.indiatimes.com/photo.cms?msid=3390630



Cenzura



Zdarzało mi się czytać zachwyty na temat „naturalnej”, niemal wrodzonej moralności twórców Bollywoodu (więc i ich dzieł). Żadnego seksu, aktorzy nawet się nie całują, no, czasem... Ale częściej przytulają. Niektórzy twierdzą, że zostało to im z poprzednich wcieleń, kiedy np. panie były rybami. Sprawa jest znacznie prostsza, daleka od metafizyki. Wędrujące po Indiach filmy, i te ze srebrnych ekranów, i te z kaset czy płytek, ba, nawet sprowadzane z zagranicy, muszą otrzymać certyfikat. Udzielaniem zajmuje się Central Board of Film Certification (Centralny Urząd Certyfikcji Filmów), który nie powinien nam się kojarzyć z peerelowską cenzurą, złożoną z partyjnych trepów i sowieckich agentów. Za stołem tego urzędu zasiada 25 mądrych ludzi: pisarze, naukowcy, reżyserzy, aktorzy, kompozytorzy, przedsiębiorcy i politycy. Śmietanka społeczeństwa!

Polityków wymieniłem na końcu, jakby chodziło o Polskę, ale w Indiach politycy są też mędrcami. Jednym z najmądrzejszych ludzi świata był prezydent Sarvepalli Radhakrishnan – wykładowca filozofii nie tylko na uczelniach indyjskich, ale także w Oksfordzie, autor syntez myśli Wschodu i Zachodu. Nawet nasz peerelowski Uniwersytet Bieruta przyznał mu ongiś doktorat honoris causa. Wybitnym intelektualistą był prezydent Shankar Dayal Sharna (4 fakultety!); inny światowej sławy uczony to b. prezydent Abdul Kalam – ojciec indyjskiej astronautyki (dzięki niemu wyleciał pierwszy i kilka następnych satelitów), ale i bomby atomowej. Słynął z tego, że w swoich przemówienia wplatał cytaty z poezji, był też autorem kilku książek. Obecnie rządząca pani prezydent Pratibha Patil jest absolwentką prawa, reformatorką szkolnictwa. No nic, trochę pomarzyliśmy...

„Certyfikacja” filmów wywoływała oczywiście dyskusje, odwoływano się do Sądu Najwyższego Indii, który orzekł: „cenzura filmów jest niezbędna, ponieważ oddziałują one bardzo mocno na myśli, przekonania i czyny ich odbiorców”. Chodzi o to, że mogą prowokować do zła, inspirować do zbrodni – taką rolę odgrywają często filmy hollywoodzkie. Film bollywoodzki ma promować dobro, zwalczać nietolerancję, dyskretnie promować ewolucję obyczajów – nie rażąc niczyich uczuć religijnych. CB of FC przyznaje cztery rodzaje certfikatów: bez ograniczeń, dla młodzieży pod opieką dorosłych, wyłącznie dla dorosłych i wyłącznie dla wybranych grup, np. zawodowych. Film bez certyfikatu nie ma szans – reżyserzy zgadzają się więc na sugerowane im poprawki. Jednak po przeszło półwiecznej działalności Biura Certyfikacji – na ogół sami wiedzą, jakich norm nie naruszać.

(........)



W Indiach od lat trwają próby złagodzenia tych zasad – w imię wolności artystycznej i paru równie wzniosłych haseł. Naprawdę chodzi o zbicie kasy na sprzedaży zakazanych owoców. Znany producent, reżyser i aktor Vijay Anand domagał się w 2002 r. wprowadzenia nowej klasyfikacji, która pozwoliłaby pokazywać na filmie „coś więcej”, a konkretnie „soft porno”. Jego wniosek został odrzucony, ale próby takie zapewne się powtórzą. Chodzi przecież nie tylko o widza indyjskiego, przeciętny Hindus nawet jest zadowolony z tych restrykcji. Chronią one jego prywatność, obyczaje i religię. Producentom chodzi raczej o łatwiejsze rozpowszechnianie w krajach przyzwyczajonych przez Hollywood do wszystkiego, co było zakazane. Niszczenie kultury indyjskiej może być skutkiem ubocznym.

Więcej pod tym linkiem: Bollywood - czyli spisek mędrców
fragment tekstu z Gazeta Polska